W ostatnich latach dużo mówi się o procesie eksternalizacji unijnych granic, polegającym na przenoszeniu odpowiedzialności za przyjmowanie docierających do granic UE uchodźców na państwa z nią sąsiadujące. Dyskusja na temat ludzkiego kosztu tej polityki dotyczy głównie współpracy Unii z jej południowymi sąsiadami: Turcją, Libią czy Maroko. W mediach co i rusz pojawiają się artykuły opisujące dramatyczną sytuację uchodźców odsyłanych do tych państw. Stosunkowo niewiele uwagi poświęca się natomiast wschodniemu wymiarowi polityki eksternalizacji granic, w tym współpracy Unii z Białorusią. Ostatnie posunięcia Łukaszenki sprawiły jednak, że temat ten został w końcu włączony do dyskusji.

Z raportu wydanego w 2018 roku przez Transnational Institute wynika, że większość państw, z którymi UE współpracuje w zakresie zwalczania nielegalnej migracji i ochrony granic to państwa słabiej rozwinięte, rządzone przez reżimy autorytarne. Nic dziwnego. Z takimi państwami najłatwiej negocjować warunki współpracy. Nie dziwi więc, że także Białoruś, która stanowi kraj tranzytowy dla uchodźców i uchodźczyń uciekających z krajów byłego Związku Radzieckiego, znalazła się wśród państw, z którymi Unia nawiązała w tym obszarze partnerstwo. Przez terytorium Białorusi przejeżdżają bowiem w kierunku państw członkowskich uciekinierzy z takich krajów takich jak Rosja, Tadżykistan czy Kirgistan. Zdarzają się także – choć rzadziej – osoby z Syrii, Iraku i Afganistanu. Unia już od lat trzyma więc rękę na pulsie, inwestując wspólnotowe środki w szkolenie i wyposażanie białoruskiej straży granicznej, celem zapewnienia jej większej efektywności w ochronie wspólnych granic. 

Choć skala migracji z Białorusi i przez Białoruś jest stosunkowo niewielka, zwłaszcza w porównaniu ze szlakiem śródziemnomorskim, państwo to wymieniane jest w dokumentach wspólnotowych jako jeden ze strategicznych partnerów Unii w obszarze współpracy granicznej. Będąc członkiem programu Partnerstwa Wschodniego od 2009 roku, Białoruś była i jest beneficjentem wielu projektów unijnych, których celem jest wzmacnianie ochrony granic i zwalczanie nielegalnej migracji. Jest także jednym z kilkunastu państw spoza UE, z którymi Frontex nawiązał współpracę operacyjną. W efekcie, z unijnego budżetu co roku płynie do Białorusi strumień pieniędzy przeznaczonych na wyposażenie białoruskiej straży granicznej w nowoczesny sprzęt do patrolowania granic i odpowiednie przeszkolenie funkcjonariuszy. 

W 2016 roku Unia zrobiła kolejny krok w kierunku wzmocnienia tej współpracy, podpisując z Białorusią umowę partnerską na rzecz mobilności (Mobility Partnership). Dwa lata później został podpisany dokument precyzujący zasady tej współpracy. Można z niego wyczytać, że UE planuje nie tylko dalsze wsparcie finansowe dla Białorusi na cele walki z nielegalną migracją, ale także budowę półzamkniętych ośrodków dla migrantów o nieuregulowanym statusie. Ośrodki te miałyby stanąć na granicy z Polską i Litwą. Program miał w swoim założeniu stanowić odpowiedź na wzrost nieregularnej migracji w Białorusi związany z konfliktem w Ukrainie, wojną w Syrii i kryzysem ekonomicznym w Rosji. Moment, jaki został wybrany na podpisanie umowy może jednak wskazywać, że jedną z motywacji do jej zawarcia była napięta sytuacja na polsko-białoruskiej granicy, związana z masowym odsyłaniem uchodźców przez polską straż graniczną do Białorusi oraz strach Unii przed otwarciem nowego szlaku migracyjnego wiodącego przez jej wschodnie granice. 

W lipcu 2020, zaledwie na miesiąc przed wybuchem protestów w Białorusi wywołanych sfałszowanymi wyborami prezydenckimi, weszły w życie dwie umowy pomiędzy Unią a Białorusią: jedna dotycząca ułatwień wizowych, a druga – readmisji, czyli uproszczonego odsyłania cudzoziemców i cudzoziemek o nieuregulowanym statusie z terytorium jednej strony na terytorium drugiej. I choć umowa ta zakłada wzajemność, oczywistym jest której ze stron bardziej zależało na zdobyciu partnera, który bez zbędnych procedur będzie przyjmował na swoje terytorium migrantów i migrantki niespełniające warunków wjazdu lub pobytu. Podobnie jak na południowych granicach, pod pretekstem walki z nielegalną migracją i przemytem ludzi, UE stopniowo zacieśnia współpracę graniczną z Białorusią, wykorzystując w tym celu niewiążące prawnie instrumenty i działania operacyjne agencji Frontex określane mianem „wsparcia technicznego”. 

Tymczasem odsyłanie do Białorusi osób uciekających przed prześladowaniami niesie za sobą ryzyko nie mniejsze niż odsyłanie uchodźców do Turcji czy Libii. Komitet Przeciwko Torturom zarzuca białoruskim władzom bezprawne odsyłanie osób zagrożonych prześladowaniami do ich krajów pochodzenia, w tym zwłaszcza do politycznie związanej z Białorusią Rosji. Ryzyko to unaoczniły historie Shabnam Khudoydodovej oraz Imrana Salamova. Odsyłanie uchodźców do Białorusi potępił także w trzech kolejnych sprawach Europejski Trybunał Praw Człowieka.

W związku z powszechnym łamaniem praw człowieka w Białorusi, Unia Europejska już w 2011 roku wprowadziła embargo na broń, zakazując sprzedaży, dostarczania, transferu oraz eksportu wszelkich rodzajów broni, które mogą być użyte przez reżim Łukaszenki do wewnętrznych represji. Nie przeszkadza to jednak Unii w wyposażaniu za unijne pieniądze białoruskiej straży granicznej w kamery, noktowizory, drony i samochody, pomimo że – jak pokazują raporty niezależnych organizacji pozarządowych – formacja ta bierze aktywny udział w represjach społeczeństwa. Chociażby poprzez skuteczne dokonywanie zatrzymań przekraczających białoruską granicę opozycjonistów, takich jak Raman Pratasiewicz. I chociaż w odpowiedzi na zeszłoroczną falę protestów, brutalnie stłumionych przez władze, Unia pogroziła Białorusi palcem, wyrażając solidarność z białoruskim społeczeństwem i wprowadzając kolejne sankcje, nie oznacza to jednak wycofania się ze współpracy granicznej. Historia już kilkukrotnie pokazała jak wiele Unia jest w stanie przełknąć, żeby utrzymać współpracę w obszarze migracji ze swoimi kluczowymi partnerami i na jak wiele ustępstw jest gotowa pójść, byle utrzymać uchodźców poza swoimi granicami. 

Tymczasem, od zeszłego miesiąca Łukaszenka demonstruje czym grozi układanie się z Białorusią. W odpowiedzi na nałożone przez Unię sankcję, Mińsk wydał komunikat, w którym ogłosił zawieszenie udziału Białorusi w programie Partnerstwa Wschodniego oraz wstrzymanie umowy o readmisji cudzoziemców. W komunikacie podkreślono, że „wymuszone wstrzymanie działania porozumienia wpłynie negatywnie na współpracę z UE w sferze walki z nielegalną migracją i przestępczością zorganizowaną”. Łukaszenka, doskonale zdając sobie sprawę z tego, na jakich strunach zagrać, zapowiedział także, że nie będzie powstrzymywał migrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki przed przekraczaniem białoruskich granic w kierunku państw unijnych. Niektóre media donoszą, że białoruskie agencje wizowe zachęcają wręcz Irakijczyków do przyjazdu do Białorusi, żeby następnie ułatwiać im przejazd na litewską granicę. 

W odpowiedzi na trwający od kilku tygodni znaczący wzrost skali nieudokumentowanej migracji od strony Białorusi, Litwa ogłosiła stan wyjątkowy i rozpoczęła budowę muru granicznego. Unia natomiast wysłała na białoruską granicę mobilne oddziały Frontex-u. Natychmiast pojawiły się zarzuty, że Białoruś używa uchodźców jako broni wymierzonej przeciwko Unii Europejskiej. I o ile polityka prowadzona przez Łukaszenkę niewątpliwie polega na cynicznym wykorzystywaniu osobistych dramatów tych, którzy zmuszeni zostali do ucieczki z własnego kraju, o tyle Białoruś ma też dużo racji zarzucając Unii, że ta traktuje ją jako wygodny bufor, mający zatrzymać uchodźców poza unijnymi granicami. Szantaż Łukaszenki nie wziął się przecież znikąd, a możliwy jest tylko dzięki trwającemu od lat procesowi eksternalizacji granic i przenoszenia przez UE odpowiedzialności za uchodźców na państwa, dla których prawa człowieka znaczą niewiele lub nic. 

Polityka eksternalizacji granic, choć wydaje się przynosić krótkotrwałe korzyści w postaci zmniejszenia skali migracji do Unii, obarczona jest ogromnym ryzykiem. Skutki układania się z dyktatorami mogliśmy obserwować już w zeszłym roku, kiedy to Erdoğan wysłał tysiące uchodźców i uchodźczyń na grecką granicę, szantażując unijnych polityków zerwaniem zawartej w 2016 roku umowy. Do podobnej sytuacji doszło także w maju tego roku na granicy hiszpańsko-marokańskiej. Jak pokazują wydarzenia z ostatnich tygodni, podobny scenariusz zaczyna właśnie realizować Białoruś. Nie tylko zatem ze względu na ludzki koszt tej polityki, ale także z uwagi na jej polityczne konsekwencje, Unia musi się z tej współpracy wycofać.

Marta Górczyńska
Marta Górczyńska
Prawniczka zajmująca się ochroną praw człowieka. Współpracuje ze środowiskiem pozarządowym, m.in. Helsińską Fundacją Praw Człowieka. Monitoruje respektowanie prawa na granicach i w ośrodkach detencyjnych (jest m.in. współautorką raportów „Migracja to nie zbrodnia” i „Droga donikąd”). Prowadziła badania dla Komisji Europejskiej, UNHCR i FRA. Angażuje się w wolontariat w różnych miejscach na świecie. Obecnie jest doktorantką na Uniwersytecie Warszawskim.

zdjęcie: Rakoon (CC0 1.0)

Udostępnij