Jedną z praktyk rozwijanych od lat 80. XX wieku przez państwa Globalnej Północy jest odpychanie, odpędzanie, odstraszanie (deterrence) niechcianych migrantów od swojego terytorium. Proces ten rozpoczęły Stany Zjednoczone, a liderem w stosowaniu takiego podejścia jest Australia z prowadzoną przez siebie polityką offshore. Praktyki takie stosuje także Unia Europejska, w różny sposób utrudniając różnym grupom migrantów, w tym także tym poszukującym ochrony, dostanie się na swoje terytorium (umowa Unia Europejska-Turcja jest tylko jednym z przykładów takiego działania).

W tym tekście przybliżymy strategie, jakie stosują polskie władze, by „odstraszyć” uchodźców od przyjazdu do naszego kraju lub od pozostania w nim. W polskiej wersji procesu odstraszania osób poszukujących ochrony można wyróżnić trzy fazy: (1) zamknięcie granic i fizyczne niedopuszczenie do wjazdu i złożenia wniosku azylowego; (2) „zachęcanie” do wyjazdu z Polski do innych krajów UE osób, którym jakoś udało się wjechać; (3) karanie osób, które wyjechały do innych państw UE i zostały do Polski zawrócone w ramach tzw. procedur dublińskich, oraz podejmowanie starań na rzecz ich skutecznego wydalenia z naszego kraju.

Terespol – zamknięcie granic i odwracanie głowy

Począwszy od 2015 roku Straż Graniczna w Terespolu zaczęła odmawiać wjazdu osobom poszukującym ochrony do Polski. Obecnie osobom przyjeżdżającym (głównie Czeczenom i Tadżykom) odmawia się prawa do złożenia wniosku o udzielenie ochrony i zawraca przymusowo na Białoruś. SG nie słyszy ich próśb o azyl. Działania różnych organizacji i instytucji (Rzecznika Praw Obywatelskich czy Rzecznika Praw Dziecka) na rzecz zmiany tej praktyki nic nie dały. Podobnym fiaskiem zakończyły się próby skorzystania z pomocy sądowej – czy to Naczelnego Sądu Administracyjnego, czy też Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.

O tym, że na granicy odmawia się wjazdu osobom, które mają podstawy poszukiwać ochrony w Polsce, świadczy to, że wielu z nich ostatecznie udaje się wjechać. W którymś momencie funkcjonariusze Straży Granicznej ich wpuszczają – może to być za pierwszym razem, siódmym, dwudziestym czy pięćdziesiątym piątym. Nie ma tu żadnych reguł. To czysty przypadek i dobra wola funkcjonariusza czy funkcjonariuszki mających dyżur danego dnia. Ta niepewność, czy i kiedy zostanie się wpuszczonym, rodzi po stronie uchodźców frustrację, strach (że zostaną z Białorusi deportowani do Rosji, co miało już parokrotnie miejsce), brak zaufania do Polski jako kraju i do polskich instytucji, skoro już w pierwszym kontakcie polscy funkcjonariusze publiczni podejmują niezrozumiałe decyzje i pozostają obojętni na zgłaszane potrzeby. Sytuacja ta generuje też znaczące koszty po stronie cudzoziemców – zarówno te emocjonalne, jak i materialne związane z miesiącami utrzymywania się na Białorusi i koniecznością wielokrotnych zakupów biletów kolejowych na trasie Brześć-Terespol-Brześć.

Praktyka ta jest w pełni nielegalna – sprzeczna z prawem polskim oraz międzynarodowym. Potwierdził to Trybunał w Strasburgu w orzeczeniu M.K. przeciwko Polsce wydanym w lipcu 2020 r. Wskazał na łamanie przez polskie władze szeregu przepisów, w tym także poprzez prowadzenie nielegalnych, grupowych deportacji zakazanych przez prawo międzynarodowe. Podkreślił także, że mamy do czynienia z systemowym problemem, popieranym jawnie przez polski rząd. Niestety od czasu wydania tego orzeczenia sytuacja nie uległa zmianie.

Opisywane praktyki były też spotykane na innych przejściach na granicy wschodniej, choć najczęściej miały one miejsce w Terespolu. Skutkiem takich praktyk jest spadek liczby osób, którym udaje się złożyć wniosek o udzielenie ochrony międzynarodowej – z około 12.300 (w latach 2015 i 2016) do 4.096 w 2019 r. i zaledwie 2.800 w 2020 r.  Oczywiście ostatni rok był wyjątkowy z powodu pandemii i ograniczeń w mobilności międzynarodowej. Co ważne, jednak, pandemia stała się dla rządzących wygodną wymówką do pełnego zamknięcia granic dla uchodźców z Czeczenii czy Tadżykistanu, choć inne grupy cudzoziemców były wpuszczane do kraju. Szczególnie przychylnie traktowani przez polskie władze są obywatele Białorusi uciekający przed prześladującym ich reżimem. Ich wyjątkowy status jest bezprecedensowy w historii polskiej polityki azylowej. Pokazuje, że nasze władze wiedzą, jak powinny być traktowane osoby uciekające przed prześladowaniami.

Zachęty do wyjazdu z Polski

Od dawna polskie władze twierdzą, że uchodźcy wcale nie przyjeżdżają do naszego kraju po ochronę, a traktują Polskę jako kraj tranzytowy w dalszej drodze na Zachód. Ta mantra powtarzana jest od początku XXI wieku. Bardzo łatwo jest zrzucić winę na samych uchodźców, z których duża grupa decyduje się na kontynuowanie swojej drogi po ochronę i bezpieczeństwo. Tymczasem w naszym przekonaniu odpowiedzialność za te działania w ogromnym stopniu leży po stronie polskich władz, które ich zachęcają (lub wręcz zmuszają) do wyjazdu z naszego kraju swoją biernością i brakiem wsparcia.

Co zatem robiły, albo – będąc bardziej precyzyjnym – czego nie zrobiły polskie władze w tym zakresie:

  • nie zapewniły osobom wnioskującym o ochronę wsparcia w dostaniu się do ośrodka dla uchodźców po przekroczeniu granicy, pozwalając na działalność osób przewożących uchodźców z Polski do Niemiec. Chodzi tu o „taksówkarzy” (przeważnie cudzoziemców) czekających tuż przy wyjściu z placówki granicznej (głównie w Terespolu) lub oferujących swoje (kosztowne zwykle) usługi także w ośrodkach dla uchodźców, którzy od lat angażują się w organizowanie uchodźcom dalszej podróży w głąb UE, a tym samym w organizowanie przekroczenia granicy wbrew przepisom;
  • poziom wsparcia w trakcie procedury dla osób ze specjalnymi potrzebami (np. chorych, z niepełnosprawnościami) cały czas jest niewystarczający; do tego tzw. świadczenia pozaośrodkowe pozwalające na mieszkanie poza ośrodkiem są niezwykle niskie;
  • procedura azylowa trwa bardzo długo, bywa że nawet kilka lat, co utrzymuje ludzi w stanie zawieszenia, niepewności, strachu – czy dostaną jakąś formę ochrony, czy będą zmuszeni wyjechać;
  • bardzo niewielka grupa osób otrzymuje pozytywną decyzję o ochronie międzynarodowej w Polsce – wskaźnik ten należy do najniższych w UE (w I kwartale 2020 było to zaledwie 12%, co stanowiło trzeci najniższy wynik) – osoby, które dostaną negatywną decyzję, są w desperacji i część z nich decyduje się wyjechać do innego kraju UE;
  • brakuje odpowiedniego dostępu do bezpłatnej pomocy prawnej – liczba prawników wspierających uchodźców jest znikoma;
  • brakuje odpowiedniej informacji o konsekwencjach wyjazdu – choć uchodźcy dostają różnego rodzaju pouczenia, to gubią się w ilości zakazów i obowiązków, trudno im wczytać się w napisane urzędniczym językiem dokumenty. Ponadto wydaje im się, że w UE nie ma granic – skoro wjechali do Polski, to mogą legalnie pojechać dalej, bo to jedna wspólnota. To przekonanie podtrzymują w nich wyżej opisani „taksówkarze”.

Karanie po powrocie

Choć przed 2015 r. wielu osobom, które wyjechały z Polski, udawało się zostać na Zachodzie, to sytuacja ta obecnie uległa zmianie – zdecydowana większość z nich zgodnie z regulacjami unijnymi (rozporządzenie Dublin III) jest zawracana do Polski. A za ten wyjazd czeka na nich po powrocie „kara”. Zostają objęci dodatkową formą kontroli (obowiązek regularnego stawiania się w placówkach Straży Granicznej), a niektórzy zostają pozbawieni wolności i umieszczeni w strzeżonych ośrodkach, czasem nawet wtedy, gdy przepisy zabraniają umieszczania ich w detencji (jak np. w wypadku ofiar tortur). Nikt nie wie, kto trafi do detencji – decyzje w tym zakresie są uznaniowe, zależą od decyzji funkcjonariusza SG oraz od liczby wolnych miejsc w ośrodkach. Sądy niestety zatwierdzają praktycznie wszystkie wnioski SG. Ponadto wobec zdecydowanej większości uchodźców zawracanych z UE wszczynana jest procedura powrotowa, mająca na celu ich ostateczne wydalenie z Polski.

Cała ta procedura nakłada na uchodźców kolejne brzemiona – pogłębia ich niepewność i lęk przed pozbawieniem wolności oraz przede wszystkim przed deportacją do kraju pochodzenia, gdzie grozi im niebezpieczeństwo.

Podsumowanie

Odpędzanie czy odstraszanie uchodźców z Polski to nie jedno działanie – to zbiór wzajemnie ze sobą powiązanych i zakorzenionych w polskim systemie azylowym różnego rodzaju praktyk (także sprzecznych z prawem) oraz zaniechań. Ma on na celu jedno – pokazanie, że osoby poszukujące ochrony nie są w naszym kraju mile widziane i powinny go opuścić. Problemem jest jednak to, że nie mają one dokąd pójść. Do kraju pochodzenia wrócić nie mogą, bo tam nie jest bezpiecznie. Do innych państw UE też nie pojadą, bo Polska jest pierwszym krajem na ich drodze, więc uregulowania unijne „przypisują” ich do naszego kraju. Stąd praktyki te nie są skuteczne, nie działają – a jedynie dodatkowo krzywdzą osoby, które i tak są już bardzo pokrzywdzone. Są głęboko niehumanitarne i w XXI wieku w UE nie powinny mieć miejsca.

Witold Klaus
Doktor habilitowany nauk prawnych, profesor w Instytucie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk (kierownik Centrum Badań nad Prawem Migracyjnym) oraz współpracownik Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego; prawnik, kryminolog, badacz migracji, aktywista; członek zarządu Stowarzyszenia Interwencji Prawnej (w latach 2005-2019 prezes organizacji), laureat Społecznego Nobla 2008 dla innowatora społecznego (nagroda przyznawana przez Fundację Ashoka – Innovators for the Public).

zdjęcie: Alex Schwab (CC BY-ND 2.0)

Udostępnij